A tu zagubione walizki zmuszają mnie do konfrontacji z tym co jest mi potrzebne do przetrwania. Szczoteczka do zębów i niewymowne biorą górę nad zasilaniem do laptopa.
Wi-fi nie działa.
Na dodatek nieznane kraje, kościoły wykładane kafelkami, lotniska, galeria Prado, Sagrada Falilia, Atlantyk, kolory, słońce, deszcz, mosty, mgła i wszędzie rosnące hortensje. Jednym słowem, natłok doświadczeń, nastawienie się na pobieranie danych a nie ich wydzielanie. Uczucie wyobcowania po powrocie.
Mimo tych przyjemnych i mniej przyjemnych przeciwieństw przedstawiam kolejny post z cyklu "Powitanie Słońca". Na dziś polecam "Niepoprawny optymizm".
Słońce na talerzyku...
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Pana interpretacja.
OdpowiedzUsuń